 |
DUSTIN VON LEPPINIEN
> Rodowód
> Dyplomy i osiągnięcia DUSTINA
> DUSTIN na wystawch
> DUSTIN w konkurencjach finałowych
> DUSTIN w domu i terenie
> DUSTIN Memoires
Memoires
- DUSTIN 05.03.2012 r o godz. 20:40 z moich ramion odszedł przekraczając Tęczowy Most.
- Był ze mną 16 lat, na ludzkie życie 109 lat.
- DUSTIN biega za Tęczowym Mostem po trawiastych łąkach , to mój ostatni Bedlington,który dołączył do grona tych, które odeszły...
- DUSTIN nigdy nie chorował, szczepiony był tak jak i moje wszystkie Yorkshire Terriery w domu, był raz na kompleksowych badaniach w klinice,miał bardzo powiększone serce. Przez dwa lata otrzymywał Karsivan i chodził w domu w pampersach. Odchodził dwa razy, pierwszy raz w 2010 roku w Wigilie, po otrzymaniu opłatka z życzeniami na drugi dzień wstał i przeżył kolejne 14 miesięcy, aż do 5 marca 2012 roku. Często mnie wołał jak wychodziłam z pokoju, chciał abym była przy nim. Cały czas towarzyszyły mu moje yoreczki LUCY, DŻAGA i najmłodsza FLEUR LADY, nie było przy nim Saronki i Walentynki, które odchowują swoje maluszki, o godzinie 20:40 w moich ramionach DUSTIN odszedł, aby przekroczyć Tęczowy Most...
- Zakończyła się przygoda mojego życia z moimi ukochanymi Bedlingtonami, pozostanie po niej moja strona: In memory of my Bedlington Terriers.
- Pomimo, że DUSTIN zabił mojego ukochanego BENJIKA, dla mnie pozostanie jako najbardziej cudownym wiernym psem, który mi towarzyszył.
- Praca moja dla tej ukochanej rasy przez 28 lat została zapisana w historii polskiej kynologii, sędziowie,którzy mieli przyjemność oceniać moje bedlingtony oraz osoby, które je znały widząc inne owieczki na kolejnych wystawach i poza ringami zawsze wspomną mnie i moje Bedlington Terriery.
- DUSTIN na zawsze pozostanie w pamięci tych, którzy go znali.
- DUSTINA nie da się zapomnieć, przypomniałam sobie słowa Śp. Moniki i Petera Leppinien z Berlina, którzy mi go powierzyli w wieku 3 miesięcy, taki bedlington zdarza się raz na 1000, tak.., nie jestem już w stanie nic więcej napisać, łzy płyną jak wodospad.
- Nie mówcie tym, którzy stracili ukochane psiaki,że ” czas goi rany”, nie mówcie, że one już nie cierpią.
- Najlepiej nic nie mówcie. Czas tych ran nie leczy. Pozostają, bo śmierć ukochanych jest też trochę śmiercią nas samych: coś w nas umiera. Żyjemy, ale nic nie jest tak, jak było przedtem, już nie jesteśmy tacy sami.
- Pozostał ogromny żal....
| |